Maniaczką gier planszowych nie jestem i na pewno ta recenzja nie będzie recenzją ekspercką. Jest to punkt widzenia laika, osoby, która po dany tytuł sięga dlatego, że zaciekawił ją sam motyw planszówki. A z racji na to, że całą sobą jestem mega psiarą – nie mogłam odpuścić sobie takiej gratki.
To co pierwsze oczywiście rzuca się w oczy to sam wygląd planszówki. Jest ona przepięknie wydana. Grafiki są stworzone z prawdziwą dbałością o szczegóły. Co dodatkowo podnosi walory estetyczne gry to fakt, że nie znajdziemy tu dwóch takich samych kart psów. Każda rasa występuje tylko na jednej karcie więc graficy nie poszli tutaj na łatwiznę tak jak to się stało np. w Najlepszej grze o psach gdzie przewija nam się kilka obrazków w kółko. Reszta elementów (pionki, plansza, akcesoria) również jest bardzo starannie i przyjemnie dla oka wykonana. Jedyne do czego osobiście mogę się doczepić to fakt, że zabrakło mi tutaj karty basseta hounda. 😊 Ma być jednak dodatek do tej gry i liczę na to, że tam już go znajdę.
ALE JAK TO DZIAŁA?
Na czym jednak polega sama rozgrywka? Wcielamy się w rolę profesjonalnego wyprowadzacza psów. Naszym zadaniem jest zadbać o to żeby wyprowadzić wszystkie psy, które mamy pod swoją opieką. Sama rozgrywka trwa trzy rundy. Wygrywa natomiast ta osoba, która zdobędzie najwięcej punktów za wyprowadzenie wszystkich piesków. Pamiętajmy bowiem o tym, że czym mamy więcej milusińskich – tym więcej musimy się nakombinować, aby wszystkie z nich wyprowadzić na spacerek. Aby dany czworonóg mógł bowiem wyjść z kojca, musimy mieć w swoim ekwipunku wszystkie te przedmioty, które widnieją na karcie psa. Może to być kombinacja złożona z ciasteczek, piłek, patyczków czy zabawek. Na zaopiekowanie się zwierzęciem musi nas być po prostu stać.
Zasady gry nie są skomplikowane. Sama planszówka jest dedykowana dla osób ,które ukończyły 10 lat. To co jest jednak dosyć upierdliwe to fakt, że przy rozgrywce dwuosobowej musimy liczyć się z pojawieniem się gracza widmo. W jego przypadku to rzut kostką decyduje o ilości pól, które on przeskakuje do przodu. Jeśli zatem mamy pecha i będziemy trafiać w jego przypadku wysokie ilości oczek, nasz „niewidzialny gracz” szybko nas wyprzedzi i zbierze fanty na które polowaliśmy. Ważne jest też to, że ilość kart, która ląduje na stole również zależna jest od ilości graczy. Czym jest ich mniej – tym mniej kart trafia do gry, a co za tym idzie – rozgrywka po chwili zaczyna robić się powtarzalna. Niestety nie miałam jeszcze okazji aby rozegrać partyjkę przy większej ilości graczy więc nie potrafię się wypowiedzieć odnośnie takiej wieloosobowej rozgrywki.
CZY WARTO?
Dla mnie sporym atutem jest to, że tury gry są dosyć szybkie i nie muszę spędzać nad tym tytułem całego dnia (którego zresztą nigdy nie mam wolnego na takie rozrywki). Jako osoba, która nie ma pojęcia o grach planszowych, bawiłam się świetnie i miałam sporo frajdy. Myślę, że Psi park to tytuł doskonały dla rodzin z dziećmi i zapracowanych ludzi, którzy szukają czegoś na szybko między obowiązkami. Szczerze polecam! Grę możecie zamówić w Internecie oraz w dobrych sklepach z planszówkami. Ja swoją kupowałam w sklepie DragonEye. Prowadzą oni zarówno sklep internetowy jak i stacjonarny. Stacjonarnie możecie ich znaleźć w Krakowie przy ulicy Słowiczej 3 (bardzo bliskie okolice sklepu IKEA). Właściciele to bardzo sympatyczni młodzi ludzie, którzy wkładają całe serducho w prowadzenie swojego małego biznesu. Stary kupuje tam wszystkie planszówki od lat i też bardzo sobie chwali zarówno obsługę jak i asortyment sklepu. Zachęcam do tego żeby do nich zajrzeć. Link do ich sklepu internetowego TUTAJ